KAPADOCJA, samodzielna podróż po Turcji


O Kapadocji dowiedziałam się stosunkowo niedawno, bo 5 lat temu. Wtedy to było moje marzenie w kategorii "nierealne". Ale od czego są marzenia... po to żeby je realizować

Pierwszy raz w Kapadocji byłam we wrześniu 2015 r. Szczegółowo tę podróż opisałam na zaprzyjaźnionym portalu podróży, teraz tutaj streszczę.
Wyprawę do Kapadocji odbyłam samodzielnie. Po prostu, wsiadłam do rejsowego autobusu i wyruszyłam po przygodę życia.  Sama podróż zaczęła się przygodą, bo mój autobus, który wyjeżdżał z dworca zahaczył o drugi autobus i bum. Na jednej z bocznych szyb pojawiła się pajęczynka, która zwiastowała, że zaraz się rozsypie i koniec podróży. Nadmieniam, że od niedawna mieszkałam w Turcji i dopiero uczyłam się pewnych zachowań, ale nie zdążyłam jeszcze oczyścić się z urzędniczego spostrzegania rzeczywistości. Pomyślałam więc, że koniec podróży, bo oto oczekiwałam, że zaraz przyjedzie policja i jakaś inspekcja ruchu drogowego, rzeczoznawcy, ubezpieczyciele, radio, telewizja etc etc, będą protokoły pisać a my będziemy czekać na autobus zastępczy (bo przecież ten nie może być dopuszczony do ruchu!!). A tu wyobraźcie sobie - panowie kierowcy wysiedli, pokrzyczeli na siebie. Zebrała się grupa gapiów, każdy chciał być w centrum wydarzeń. Mój kierowca wziął patyk, popukał w uszkodzoną szybę, posypała się pajęczynkowa warstwa (bo przecież szyba jest klejona i ma kilka warstw). Panowie podali sobie ręce i ... w drogę...




W Turcji jest taki obowiązek, podczas kupowania biletu należy podać płeć. Gdyż (jeśli się nie podróżuje razem) to obok kobiety może siedzieć tylko kobieta. Nie mężczyzna. Ze mną siedziała sympatyczna turczynka, która podążała do nevsehirskiego uniwersytetu. W tym czasie mój turecki był bardzo początkujący, tak jak jej angielski, więc nie mogłyśmy sobie porozmawiać.
W dalekobieżnych autobusach jest pilot, który obudzi cie w odpowiednim czasie (żeby nie przespać przystanku), rozda wodę, kawę, przekąskę (w zależności od operatora), zaopiekuje się, doradzi. itp.
Byłam jedyną yabanci (obcą) na pokładzie, to od razu stałam się dzieckiem specjalnej troski. Przy każdej sposobności pytał mnie czy wszystko w porządku. W Konya zwolniło się podwójne miejsce, więc mnie przesadził i mogłam, przez parę godzin wygodnie się zwinąć w kłębek i przespać.
W tureckich autobusach nie ma toalety. Za to, co 2-3 godziny są przystanki dłuższe na dworcach autobusowych i wówczas można rozprostować kości, skorzystać z toalety albo napić się cayu.
Na dworcu autobusowym w Nevsehir byłam o godz. 7 rano. Niebawem przyjechał po mnie serwis z hotelu, który miałam zarezerwowany i mogłam na własne oczy zobaczyć KAPADOCJĘ .
Do Kapadocji jechałam przygotowana teoretycznie. Naoglądałam się obrazków, filmów, naczytałam i myślałam, że zjadłam wszystkie mądrości. Prawda była taka, że Kapadocja to nie muzeum, do którego można "przygotować" się teoretycznie i tylko potwierdzić wiadomości. Oj nie!.
Pierwsze co zobaczyłam to Twierdza Uchisar i aż krzyknęłam z radości, że wiem co to i że widziałam to na obrazkach... Obrazki to jedno, ale wrażenia rzeczywiste zapierają dech w piersi i tak z rozdziawioną buzią dalej podążałam do Cavusin (tam miałam hotel), To był też czas, kiedy balony lądowały, więc mój samochód przemieszczał się pomiędzy tymi lądującymi balonami..... Cóż więcej opisać ... ?



Mój hotel wykuty w wulkanicznym tufie prezentował się okazale. Poczułam się jak jaskiniowiec, ale bardziej ekskluzywnie. (http://www.miraclecavehotel.com/tr/index.html)

Obsługa bardzo sympatyczna i pomocna we wszystkim. Do dyspozycji miałam i skuter i samochód, żeby szybciej dotrzeć w miejsca gdzie nie docierają wycieczkowi turyści .
Na mój lot balonem czekałam prawie do końca pobytu. W pierwszym możliwym dniu nie było już miejsc, w drugi i trzeci dzień loty były odwołane, w czwartym dniu nie było miejsc. Poleciałam dopiero za piątym razem ... Ale poleciałam!!!!


Wieczory spędzałam z właścicielami hotelu i gośćmi na tarasie, zrobiliśmy sobie raz nawet "grilla". Ta normalność i prostota bardzo mi przypadła do gustu.
Jednego wieczora poinformowano mnie, że jedziemy na kolację. Do restauracji. Do Goreme. Na hasło restauracja, miasto, kolacja, blondynka (czyli ja) wskoczyła w sukienkę szpilki i zameldowała się o określonej porze w recepcji.



Zmierzono mnie od stóp do głowy, ja ich również (jeden miał na sobie spodnie dresowe), Nie skomentowaliśmy się nawzajem ... Na  miejscu się okazało, że Goreme żyje wieczorową porą, na stolik w restauracji musieliśmy trochę poczekać. Wszyscy byli ubrani jakby przed chwilą z gór zeszli, czyli w traperach, bluzach. I ja blondynka, wyglądałam jakbym się urwała z choinki :) :) :) .
Sama restauracja bardzo klimatyczna, z muzyką nastrojową (turecką). Wkoło mnie - 90 % to azjaci, z charakterystycznym rodzajem urody. Tak więc moje Drogie Panie, jadąc do Kapadocji szpilki zostawiamy w nadmorskim hotelu, tu są zbędne :)


W Kapadocji byłam przez tydzień. Co widziałam, gdzie byłam, szczegółowo będę opisywać osobnymi postami.


---------------------------
Chcesz się więcej dowiedzieć o mnie? zobacz mój profil na facabook: MOJE TURECKIE WAKACJE

Komentarze

  1. Mialam przyjemnosc zobaczyć to wszystko na wlasne oczy.A będąc pod opieka Violi czulam sie bezpiecznie i swojo.Ale jak bys sie nie starała opisywac uroki Kapadocii nie mozliwym jednak jest przekazanie emocij ktore toba zawladnom gdy tam sie wybierzesz!Wiec nie daruj sobie przezycie tych chwil!W droge!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz